Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

W labiryncie sztuki – wernisaż wystawy Marka Górnego

Do Galerii Białej zawitało południowe słońce, ale też nostalgiczne, mieszczańskie wnętrza i dwoistość natury w malarstwie Marka Górnego. Od dziś zapraszamy do galerii, by zapoznać się z twórczością artysty. 

Inicjatorką wystawy jest żona malarza – Iwona Górny, która w ten sposób dba o to, aby pamięć o jego twórczości i dorobku artystycznym nie została zatracona.

Jak sama powiedziała: – Wernisaż to dobra okazja, żeby wspomnieć Marka, ale też jego profesorów. Szczególną rolę w jego życiu odegrali prof. Zbysław Marek Maciejewski oraz prof. Wacław Taranczewski. Niewątpliwie mieli ogromny wpływ na twórczość Marka Górnego. – To ważne żeby mieć autorytet, żeby czerpać z autorytetów, żeby mieć swoich mistrzów, żeby ich doceniać – wyjaśnia żona artysty.

W kilku słowach wspomniała również jego życie: – Marek urodził się w 1964 roku, w Krakowie, na Wawelu. W rodzinie – można powiedzieć – mieszczańskiej. Jego rodzice zajmowali wówczas mieszkanie służbowe jego dziadka, który był kustoszem na Wzgórzu Wawelskim. Marek często mówił, że to zobowiązuje do tego, żeby wiedzieć wszystko o tym miejscu. Od samego początku malował, rysował po ścianach, po czym się dało. Lepił z plasteliny i przyklejał te wszystkie swoje prace twórcze, ku zgrozie rodziców, na meble i nie tylko. Był takim dzieckiem, które dążyło do tego, żeby wyzwolić w sobie pokłady artyzmu. Naturalnym było, że poszedł do liceum plastycznego w Krakowie, na ulicy Mlaskotów. Było dosyć zabawnie, dużo się działo. Potem Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie. Tam studiował architekturę wnętrz i grafikę. Grafikę skończył u profesora Pitscha i z tego zdobył dyplom. Natomiast aneks do dyplomu u prof. Zbysława Marka Maciejewskiego. Profesor miał tak duży wpływ na swoich uczniów, na ich twórczość i też ze względu na to jak on postrzegał świat, że mówi się o szkole Maciejewskiego.

Na koniec, pani Iwona przeczytała utwór Marii Juszczyk – poetki z Żegociny, który w słowach ujmuje myśli i uczucia jej towarzyszące. Nie tylko podczas wernisażu.

Maria Juszczyk Do zobaczenia w wieczności

Już nigdy Cię nie spotkam,
choć tak bardzo chciałam
stanąć przed Tobą twarzą w twarz
i spojrzeć w Twe oczy
jeszcze choć jeden jedyny raz.

Dziś tylko pamięć składam Ci w darze,
idąc na cmentarz lub przed ołtarze, 
szepcząc wieczne odpoczywanie.
Do zobaczenia w wieczności, kochanie.


Drugim prezentowanym wierszem był utwór księdza Eligiusza.

 

Eligiusz Dymowski Koncert świerszcza

Moich uczuć na codzienność nie wystarczy-
zbyt porwane, poplątane,
wciąż na tarczy.

Sny za późno się spełniają
albo wcale.

Wciąż te same dni i noce
odmierzane. 

Jakby jeszcze było mało: ktoś odchodzi.
Gubi słowa, aby wyznać najważniejsze.

To co proste miało być
– 
pozakrzywiane. 

To co śmieszne, już nie śmieszy,
bo wyśmiane. 

Jeszcze jakiś zapach kwiatów,
zasuszonych wraz z miłością, co umarła. 

Niech ten koncert się zakończy,
bo nie można żyć tęsknotą tak – do diabła!

Oglądanie obrazów uświetniła muzyka na żywo. Na gitarze zagrał dla nas Mariusz Gałczyński.

Zapraszamy na fotorelację z wydarzenia, ale przede wszystkim czekamy na Was w Galerii Białej. Wystawa potrwa do 5 stycznia 2023 roku. 

Wernisaż w obiektywie Wojciecha Salamona.

Skomentuj